Powrót do...

1/10/2012

 Tak tak już wracam, już niedługo.... tylko do czego??? No właśnie....
Po pierwsze: napewno tutaj :) zaniedbałam to miejsce trochę, ale sporo się działo a czasu jakoś mało ciągle było... do tańca: tyły straszne, ale cóż trzeba będzie ciężko nad sobą pracować, zwłaszcza jak się w gipsie kisi trochę  czasu, ale jestem dobrej myśli :)
...no i do swoich poprzednich planów i marzeń.... czasem jednak człowiek potrzebuje takiego impulsu tudzież wydarzenia, które sprawia, że człowiek w końcu chce się ruszyć dalej i mówi: tak to jest ten moment....

Ale od początku...

Wrzesień na który tak czekałam, te środy kiedy leciałam na tańce jak po dziesięciu kawach albo jakimś innym energetycznym specyfiku... niestety wszystko co dobre szybko się kończy...
Najpierw musiałam przekładać zajęcia, przez nawał pracy, potem choroba współpracownika, potem zmiana kadry, szkolenia, awans na stanowisko głównej dowodzącej "bałaganem" i nagle z końcem listopada zebranie z szefostwem i koperta... koperta pt.: DZIĘKUJEMY PANI ZA WSPÓŁPRACĘ.... po pięciu latach wypruwaniu sobie żył, przeszkolenia paru dziesiątek ludzi i ani jednego dnia na l4.... fantastyczny prezent przed nadchodzącymi świętami... a dopiero co miesiąc wcześniej przeprowadzka do nowego, lepszego i.... droższego mieszkania....
No ale żeby nie było za różowo, jeszcze w międzyczasie, po pół roku kompletnego milczenia odzywa się "Pan Niewłaściwy" żebym pomogła napisać mu reklamację na zakupiony u nas towar, co pozwoli mu uniknąć wydatku w kwocie 1200 złotych....  bezczelność ostatniego kalibru...
Oczywiście napisałam tę reklamację, usłyszałam: "dziękuję, kochana jesteś" i tyle... powrót do stanu poprzedniego... naprawdę... gdyby wzrok i myśli mogły zabijać to wielu by chyba zakończyło żywot w tamtym czasie...
Całe szczęście, że jednak takie rzeczy nie są możliwe, a moja złość trwa krótko...
Wziełam się za szukanie nowej pracy i wykorzystując wolny czas zabrałam się pomału za przygotowania do świąt... i kiedy myślałam, że gorzej już być nie może.... okazało się, że jednak może...
Jak kiedyś mi się ktoś spyta jaki jest przepis na rękę w gipsie to powiem jedno: porządki w kuchni i mokra podłoga...
Efektem tej "jazdy figurowej na lodzie" była rozwalona broda i złamana prawa ręka... a święta spędzałam jako bezrobotna, porzucona po raz nty przez tego samego faceta i wyglądająca jak połączenie     narzeczonej Frankensteina i mumii w jednym...


I wtedy właśnie przyszedł ten moment.... ten impuls... że w końcu mogę ruszyć z planami jakie od zawsze miałam... żeby ruszyć się stąd i zacząć spełniać swoje marzenia, zająć się poważniej tańcem i fotografią, a co najważniejsze wyjechać i zamieszkać w miejscu, którym mogę nazwać bez cienia wątpliwości swoją wyjątkową przestrzenią na ziemii.....

You Might Also Like

3 komentarze

  1. ach, jak ja bym chciała zacząć realizować swoje marzenia ... ale na to za wcześnie. Ale małe kroczki już robię :))

    powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo jak się naczekałam na ten wpis! :))

    Pozdro ciepłe!

    OdpowiedzUsuń
  3. Och :) trzymam kciuki, żebyś miała dużo sił :) realizowanie siebie jest wspaniałe... no i powodzenia w szukaniu pracy! :)

    P.S. Deva :) wszystko pięknie ładnie, ale na swoim przykładzie nie mogę się zgodzić z jednym. Mianowicie czuję się dobrze w swoich ubraniach, ale... wiem, że żeby eksponować swoje wdzięki powinnam się ubiearć inaczej... nie robię tego, bo nie lubię takich ubrań jakie powinnam nosić.. żeby na przykład wydłużyć się optycznie... a nie znoszę spódnic mini... I co wtedy??? :)

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń

Followers